Zanim urodziłam się jako Mama, stworzyłam się Certyfikowaną Konsultantką do spraw snu dla dzieci. Spędziłam miesiące tworząc plany zasypiania dla dzieci w różnym wieku i z różnymi „problemami” ze snem. Były bliźnięta, były dzieci z autyzmem czy ADHD. Spędziłam lata nad nauką o dziecięcym śnie w ogóle.
Po czym przyszła na świat moja córka- krucha, malutka, delikatna istotka, dla której zrobiłabym wszystko. Mój rozum znał wszystkie metody i techniki jak nauczyć ją samodzielnie przesypiać noce- moje serce wiedziało lepiej.
Nocne rodzicielstwo jest tak samo istotne jak to w ciągu dnia. Potrzeby mojej córki nie znikają się wraz z zachodzącym słońcem. Nie przestaję być rodzicem, nadrzędnym opiekunem mojej córki, tylko dlatego, że zegar pokazuje trzecią w nocy.
Dzieci przychodzą na świat z wrodzonym zestawem instynktów i potrzeb niezbędnym im do osiągnięcia optymalnego rozwoju. Ignorowanie tych potrzeb dlatego, że jest noc, wydaje mi się okrutną i długofalowo niekorzystną praktyką. Mam obowiązek dbać o swoje dzieci zawsze i wszędzie. One mają głównie mnie, ona polegają na mnie, one uczą się o świecie ode mnie. Nie zawiodę ich.
Jestem dorosła więc potrafię racjonalnie podchodzić do rzeczy. Potrafię rozpoznać, że hałas za oknem to parkujący samochodu, że jest weekend i imprezowicze wracają do domu w szampańskich nastrojach, że jest noc, więc mój partner nie rozmawia ze mną, bo śpi.
Moja córka nie ma takich zdolności, gdyż jej mózg nie jest jeszcze na tyle rozwinięty.
Jeśli budzi się w nocy i coś wzbudza jej niepokój lub coś ją boli, jest głodna, spragniona, jest jej mokro lub niewygodnie, albo chce wiedzieć, że mama jest blisko, to płacze. I to jest ok.
Ona ufa, że mama jest lekiem na całe zło i przywróci spokój, i sen. Trenowanie jej, że ma nie wołać i nie komunikować jeśli coś jest nie tak, jest totalnie niezgodne z tym, jaką relację chcę z nią zbudować.
Dziecko urodzone w terminie (40-42 tygodni) przychodzi na świat z mózgiem rozwiniętym w 25% i w pierwszym roku życia owy mózg doświadcza aż trzykrotnego wzrostu.
Głęboki stres u dziecka uwalniania kortyzol- hormon stresu, który jest znany jako morderca neuronów, choć konsekwencje nie muszą ujawniać się od razu (Thomas et al. 2007).
Kto wie, które neurony nie zostaną połączone albo znikną i jaki deficyt może pojawić się na lata w przód?
Zarówno dorośli jak i dzieci nie przesypiają całych nocy, to mit. Wszyscy budzimy się w nocy po zakończonym cyklu, możemy co jedynie tego nie pamiętać. Dziecięce cykle snu trwają około 45 minut, o połowę krócej niż u nas dorosłych. Po tym czasie dziecko może się delikatnie przebudzić, albo obudzić zupełnie i potrzebować rodzica by zasnąć ponownie.
Tak zaplanowała to natura, w dobrej wierze. Te częste wybudzenia chronią nasze niedoskonałe jeszcze i nie w pełni rozwinięte niemowlęta, przed śmiercią łóżeczkową. Wbrew pozorom, długi, głęboki sen dzieci jest w niemowlęctwie niebezpieczny. Walka z naturą i biologią nie wydaje mi się sensowną walką. To nie dzieci maja problem ze snem, to problem nasz- rodziców.
Nieodłącznym elementem treningu snu jest płacz dziecka. Konsultantki lubią określać te łzy jako wyraz protestu przy zmienianiu utartych nawyków i uspokajają, że to zupełnie normalne i nieszkodliwe.
Jednakże płacz dziecka to jego jedyny sposób komunikacji. Gdyby potrafił mówić pewnie by powiedział: „Mamusiu, nie zostawiaj mnie samego, jestem przerażony, boję się. Gdzie jesteś? Dlaczego mi to robisz? Kocham Cię, proszę wróć!
Jako mamy, jesteśmy biologicznie zaprogramowane by płacz naszych dzieci przejmował nas i irytował do tego stopnia, byśmy jak najprędzej podjęły działania by go ukoić. Nie dałabym zwyczajnie rady świadomie i z premedytacją zostawić zdesperowane dziecko, wołające mnie, bez odpowiedzi. Dla mnie nawet minuta takiego przerażającego płaczu to za dużo.
Co ciekawe, badania pokazały, że mamy, które zdecydowały się, wbrew swojemu instynktowi, pozostawić swoje płaczące dziecko bez odpowiedzi, stały się długofalowo mniej wrażliwe na jego wołanie i płacz.
Trenując dziecko tracisz ważną empatię i łączność ze swoim dzieckiem oraz wiarę w swoje matczyne kompetencje.
Kiedy włoży się w coś tak dużo energii, stresu i poświęcenia, naturalnie pojawia się obawa by tego nie zepsuć. Trening snu nie zamyka się w tygodniu, kiedy to najczęściej już widać pożądane rezultaty. To ciągłe pilnowanie by zatrzymać wypracowane zmiany. By wszystko robić zgodnie z planem. To też kolejne mini treningi po wakacjach, chorobach czy innych niekontrolowanych odejściach od rutyny, czyli dodatkowe łzy.
Ja lubię rutynę i przewidywalność, ale przesadne skupianiu się na tym, żeby nie popełnić żadnego błędu, nie wrócić do domu zbyt późno, odbiera radość, spontaniczność i luz.
Dzisiaj w nocy mojej córce przemokła pieluszka i miała cala mokra piżamkę. Gdybym zignorowała jej płacz zakładając, ze jej wołanie wynika ze złego nawyku, do rana musiałaby by spać w mokrym ubraniu.
To nie byłoby aż takie straszne. Zdarza się jednak, że bardzo częste pobudki mają podłoże:
Dziecko może się budzić się z powodu alergii, nietolerancji pokarmowej, refluksu, bezdechu, drobnych urazów czy naciągnięć podczas narodzin, bólu przy ząbkowaniu, owsików, lęku separacyjnego, podczas skoków rozwojowych i nabywania nowych umiejętności jak raczkowanie, chodzenie, mówienie. Lista tu jest bardzo długa.
Traktowanie wszystkich dziecięcych pobudek jako problem behawioralny, pomija cały wachlarz innych możliwych przyczyn, których trening snu nie rozwiąże.
Ponieważ tak ciężko się czasem rozeznać “dlaczego”, dla mnie bezpieczniej było traktować te pobudki jako realną potrzebę komfortu, a nie jako efekt złych nawyków.
Nie ulega wątpliwościom, że pokarm mamy to najlepsze pożywienie dla naszych niemowląt. World Health Organisation zaleca karmienie piersią przynajmniej do 2 roku życia i to był mój cel.
Ponieważ nocne karmienia są tak ważne dla utrzymania laktacji, a ciało mamy produkuje najwięcej pokarmu właśnie w nocy, wiedziałam, że przedwczesne zakończenie nocnych karmień nie wchodzi w grę.
Trening snu forsuje odstawienie dziecka od nocnych karmień, sugerując, że po 6 miesiącu dziecko już takowych nie potrzebuje. Szkoda, że moje dziecko nie czytało tych książek by móc się do tego zastosować…
Wszyscy słyszeliśmy te cudowne rekomendacje jak trening snu odmienił ludziom życie. Jak warto poświęcić ten trudny tydzień by w zamian odzyskać spokój przesypianych nocy i tym samym siłę by być rodzicem, jakim zawsze pragnęliśmy być.
Wierzę w to, że są dzieci, które rzeczywiście łatwo poddały się nowym zasadom i szybko utraciły nadzieję na jakiekolwiek interakcje z rodzicem w nocy. Zwykle zależy to od temperamentu dziecka.
Są jednak takie, które nie popuszczą. Będą płakać tyle, aż rodzic w końcu zmięknie.
Zdarzają się również takie sytuacje, w których początkowo trening zadziała, ale gdy pojawia się regresja (ząbkowanie, choroba, wyjazd) rodzice nie mają już serca ponawiać treningu i przechodzić przez ten proces na nowo. Pozostają z nieśpiącym dzieckiem i ciężkim bagażem doświadczeń, w tym kolosalnym poczuciem winy.
Dzieci zaś, wychodzą z tych sytuacji pełne lęku by ponownie nie zostać same, kurczowo trzymając się rodzica. Sen zaczynają postrzegać jako okres separacji odciągają i walczą z nim na lata w przód.
Przez cały okres dopóki córka nie zaczęła przesypiać nocy ,miałam przeświadczenie, że jeśli sprawy naprawdę wymkną się spod kontroli, istnieją sposoby aby delikatnie zmienić niesłużące już przyzwyczajenia. Tak zrobiliśmy ze spowijaniem, ze smoczkiem, z nocnymi karmieniami. Rozumienie czym jest naturalny sen dziecka i świadomość, że mam alternatywę, dodawała mi siły w tych ciężkich okresach, kiedy pobudek było dużo.
Dni bywają długie, ale lata mijają zastraszająco szybko. Moja córka przesypia teraz noce a ja mam ogromną satysfakcję, że odpowiadałam na jej potrzeby z miłością i empatia, równocześnie budując solidne podstawy dla rozwoju jej mózgu w kluczowym okresie jego rozwoju. Tobie też polecam tę drogę i gwarantuję, że za kilka lat będziesz z siebie dumna.
Piękny, mądry i budujący wpis. Sama jestem mamą 8-miesiecznej Julki, która ma ogromne potrzeby bliskości. Dziecko w ogóle nieodkladalne przez 4 pierwsze miesiące życia, spało wyłącznie na mnie. Teraz zwykle daje się odłożyć, ale w czujnym śnie sprawdza czy jestem obok. I choć bywa to bardzo męczące (szczególnie w nocy przy trylionie pobudek), to jednak nie mam sumienia zostawić jej samej płaczącej w łóżeczku by wytre(so-)nować samodzielne spanie. Bliskie jest memu sercu rodzicielstwo bliskości ?
Dzień dobry. A ja mam pytanie czy sen w dzień różni się od tego w nocy? Moja roczna córka zasypia na noc i do drzemki przy piersi. W dzień po odlozeniu potrafi spać ok 1.5 do 2 godzin. W nocy jest o wiele gorzej -czesto budzi się po ok 30 min z krzykiem i w ogole w nocy często się budzi
Przez takie bzdury zarzuciłam trening snu, bo miałam wyrzuty sumienia i teraz co? Nie spię od 3 miesiecy, bo dziecko budzi się co poltorej godziny i musi spac ze mna. Nie moge nawet sie wykapac i serialu obejrzec wieczorem (jedno albo drugie). Nie mam czasu na nic a moje zdrowie psychiczne siada. Nie sluchajcie takich bredni, pol roku temu jeszcze moje dziecko umialo samo zasnac i budzilo sie na karmienie 2 razy w ciagu nocy zasypiajac po 5 minutach. Potem przez wyjazdy wszystko sie rozwalilo, a ja po tresciach „rodzicielstwa bliskosci” uznalam ze to nie jest dobra metoda i teraz zaluje. Szukam metod treningu snu i natykam sie na tresci, ktore spowodowaly moja sytuacje, wiec przestrzegam innych
To wszystko brzmi bardzo ładnie i wzniośle, o ile można sobie pozwolić na to, żeby nie spać przez rok albo i dłużej. Co jeśli muszę koniecznie wrócić do pracy, żeby zarobić na utrzymanie siebie i dziecka, a szefa nie interesuje, że nie mogę się skupić na pracy, bo dziecko mnie budzi po 10 razy w nocy? Co jeśli przez przewlekłą deprywację snu mój stan psychiczny staje się tak fatalny, że nie jestem w stanie spełniać potrzeb emocjonalnych dziecka ani w dzień, ani w nocy? Co jeśli nie mam możliwości „po prostu poprosić kogoś o pomoc”, bo nikt się do tej pomocy specjalnie nie garnie?
Rozumiem, że można mieć zastrzeżenia do tych co bardziej „brutalnych” metod treningu snu, ale myślę, że rodzice naprawdę nie stosują takich metod dlatego, że są leniwi i nie zależy im na silnej więzi z własnym dzieckiem. Robią to, bo muszą wybrać mniejsze zło. Dlatego denerwuje mnie oceniający we wpisie ton.