Wróć do listy

5 obszarów, w których nie trenowanie dziecka do snu, poprawiło jakość mojego życia (i może poprawić jakość Twojego).

Zanim urodziłam pierwszą córkę, od dłuższego już czasu przygotowywałam się by rozwinąć swoją działalność jako konsultantka do spraw snu dla dzieci. W końcu miałam już certyfikat, wiedzę, narzędzia, pasję, motywację oraz wiarę w to, że to będzie właściwa ścieżka.

Narodziny córki były więc świetną okazją by zacząć pracować dla siebie, a Matylda tym samym, stała się moim króliczkiem doświadczalnym jak to, czego się nauczyłam, ma się do codziennego życia.

Kto miał możliwość obserwowania mnie wówczas ten z pewnością przyzna, jak wielką obsesję miałam na punkcie snu. Jak ważne było dla mnie przestrzeganie wszelkich reguł w obawie i lęku by “nie zepsuć dziecka”, by nie wykształcić negatywnych asocjacji. W końcu byłam tą, która ma uczyć rodziców jak sprawić by dzieci przesypiały noce. Moje dziecko musiało być wzorowe. Ja musiałam być wzorowa.

Prawdziwe “oświecenie” i uwolnienie nastąpiło kiedy Matylda miała około 6-ciu miesięcy. Pewnej nocy, w akcie kapitulacji, wzięłam ją do siebie do łóżka i pokochałam tę bliskość. Byliśmy wtedy na etapie kiedy M. wyrastała już ze swojego łóżeczka, a nie mieliśmy miejsca w sypialni by postawić większe. Tym sposobem Matylda została w naszym łóżku a ja, dzień po dniu, zanurzałam się głębiej w rodzicielstwie bliskości. Napięcie powoli słabło, wewnętrzna presja malała i odnalazłam macierzyństwo, którego do tej pory nie znałam. To było wyzwalające, to była nowa jakość życia.

Dziś dwa i pół roku od tamtego wydarzenia jestem przeszczęśliwa, że odrzuciłam ten uwierający gorset zasad i reguł, i nie zmieniłabym absolutnie niczego.  Więcej, wychowuję w ten sposób drugą córkę i każdy dzień utwierdza mnie tylko w tym, jak to wspaniała i właściwa ścieżka.

Bywałam bardzo zmęczona, ale jednocześnie kąpałam się w morzu miłości, radości i spełnienia z bycia najlepszą mamą jaką tylko mogłam być.

Decyzja o nietrenowaniu polepszyła jakość mojego życia w tych 5 obszarach- i może polepszyć jakość Twojego:

1. Przyjęłam to, co jest, bez obwiniania się

Akceptacja, że dzieci się budzą, bo są dziećmi, jest niezwykle uwalniająca. Przestałam tracić cenną energię na zastanawianie się czy robię coś dobrze czy źle, czy powinnam (bo się przyzwyczai), czy coś, co działa u koleżanki jest lepsze.

2. Odzyskałam swobodę i elastyczność

Drzemki tylko w domu? Najlepiej w kompletnie zaciemnionym pokoju? Godziny spędzone na podnoszeniu, odkładaniu, u-ciiiii-szaniu, gładzeniu po pleckach, by przypadkiem nie wprowadzić negatywnych nawyków? Nie dziękuję, to jednak nie dla mnie.

Nietrenowanie przywróciło mi odwagę by uczestniczyć w normalnym życiu. Serio. Miałam już na koncie kilka odwołanych spotkań z koleżankami, bo “Matylda akurat zasnęła”. Celowo trzymałam się blisko domu by wrócić na drzemkę.

Dzięki porzuceniu tego reżimu, który sobie sama narzuciłam, uwolniłam się na wyjścia z przyjaciółmi, lunche w parku, drzemki na rękach, w wózku, w nosidle, podczas gdy życie toczyło się dalej. Ja byłam jego częścią. Nigdy więcej zamykania się w ciemnym pokoju.

3. Nabrałam pewności siebie jako mama

Nie patrzę już na zegarek, tylko na moje dziecko. Nie obliczam kiedy karmiłam ostatnio. Nie liczę pobudek w nocy, nie sprawdzam ile czasu córka przespała od ostatniej pobudki. Podążam za moim dzieckiem. Słucham swoich instynktów. Wierzę w moc miłości i bliskości. Nie podważam każdej swojej decyzji. Mam luz, mam spokój. 

4. Moja więź z dzieckiem jest ogromna i silna.

Wszystkie te wspólne noce, drzemki, noszenie w nosidle, długie karmienie piersią, zaowocowały wspaniałą relacją jaką mam z córką. Wiem, że ona czuje się kochana bezwarunkowo, bezpieczna, akceptowana taką, jaka jest. To solidne podstawy, z którymi wyjdzie w świat. A mnie przepełnia duma, radość i spełniam się w najważniejszej roli mojego życia.

5. Wakacje, wyjazdy, choroby, ząbkowanie, regresy snu nie są dla mnie powodem do stresu

Dla każdego rodzica, który przeprowadził trening snu, wszelkie odstępstwa od rutyny są realnym zagrożeniem, że wrócą z powrotem do punktu wyjścia. Dlatego wyjazdy czy choroby przepełnione są obawami i frustracją, poczuciem winy oraz ciągłym powątpiewaniem w słuszność swoich decyzji. Po takich “eventach”, dzieci często trzeba trenować na nowo.

Ponieważ uwielbiam podróżować, zawsze obiecywałam sobie, że posiadanie dzieci nie przeszkodzi mi w kontynuowaniu tej pasji. A jednak w tym obszarze byłam (i przyznam, że jestem do tej pory tylko znacznie mniej) mega spięta. Gdybym miała przestrzegać wytycznych z nauki samodzielnego zasypiania, prawdopodobnie nigdy nie odzyskałaby radości z wyjazdów.

Odpuszczenie gdzie dziecko zaśnie, o której, na jak długo, jest moim zdaniem konieczne by mieć radość z wakacji czy nawet krótkich weekendowych wyjazdów. A regresje snu? Well, przychodzą (czasem niezauważalnie) i odchodzą, nie ma tragedii, najwyżej dodatkowa kawa.

Nie tak dawno temu, spotkałam się z koleżanką, która właśnie uczyła swoje dziecko samodzielnego zasypiania. Zobaczyłam w niej siebie z przeszłości. Uśmiechnęłam się w duchu i odetchnęłam z ulgą, że ten etap mam już za sobą.

8 odpowiedzi na “5 obszarów, w których nie trenowanie dziecka do snu, poprawiło jakość mojego życia (i może poprawić jakość Twojego).”

  1. Ula pisze:

    Wspanialy artykul. Slowo po slowie czuje jak bym sama go napisala. Doskonale oddaje to co przerobilam sama w glowie z moimi corkami. Mlodsza ma 5 mcy i jestem wolna i szczesliwa cieszac sie kazda chwila spedzana w bliskosci. Tego sie nie da powtorzyc, te chwile mina, a w moim sercu i pamieci pozostana jako najwspanialsze chwile w zyciu, byciu Mama.

  2. Ola pisze:

    U mnie tak samo. Przy pierwszej córce stres i pilnowanie zasad na początku. W pewnym momencie odpuściłam i od razu zrobiło się łatwiej. Przy drugiej już totalny spontan, chociaż jest bardziej wymagającym egzemplarzem ? mam wrażenie że tak samo jest w innych sprawach, jedzenie, nocnik itd

  3. Patrycja pisze:

    Ja musiałam skorzystać z usług pewnej konsultantki snu żeby się przekonać że jest mi to niepotrzebne. Córka miała bardzo nieregularne i krótkie drzemki, ile ja wypróbowałam sposobów żeby lepiej spała. W końcu w desperacji zwróciłam się o pomoc. Zapłaciłam niemałe pieniądze, dostałam plan działania…i zrozumiałam że to co w nim jest zawarte jest dla mnie nie do przyjęcia. Było tam wszystko, co dziecko ma jeść, ile i kiedy, zabranie smoczka w ciągu jednego dnia, którego córka akurat wtedy bardzo jeszcze potrzebowała jednak, ale najgorsze byly właśnie te drzemki w całkowicie zaciemnionym pokoju. Uwielbiamy spacery, jednodniowe wycieczki, musielibyśmy z tego wszystkiego zrezygnować. Nie zrealizowałam tego planu, odpuściłam i wtedy stał się cud. Drzemki zaczęły się normować , córka nauczyła się sama zasypiać bez noszenia na rękach . Teraz z drugim synkiem już nie zadręczam się tak, wsłuchuje się po prostu w jego potrzeby ?

  4. Justyna pisze:

    Ja pierwszą córkę tak właśnie wychowałam gdzie i kiedy zasnęła tam spała. Obecnie ma 4,5 roku i dalej zasypia przy mnie/tacie i przychodzi w nocy do nas do sypialni, bo potrzebuje bliskości więcej niż inne dzieci. Zastanawiałam się czy zmienić zasady przy drugiej córce, ale ja lubię z nimi zasypiać, przytulać się i się nie stresować że wypadne z planu.

    • Basia pisze:

      Jakbym czytała o sobie. Syn ponad 4 lata i zdążają sie noce (raz czesciej, raz mniej), ze przychodzi do nas w nocy. Mamy też drugiego syna – skończone 3 miesiące. Sama bije sie z myślami co „zrobic” z młodszym. Nie chciałabym abym to tylko ja przez okres karmienia piersią byla jedyna usypiająca, jak to bylo ze starszym. Karmilam go prawie 2 lata… Miotam sie sama ze soba, ponieważ również mam obawy co do zasad samodzielnego zasypiania

  5. Kasia pisze:

    Tak, tak i jeszcze raz tak.
    Nie zagłuszajcie instynktu drogie Mamy, podążajcie za nim i towarzyszcie dzieciom.

  6. Hania pisze:

    Świetny artykuł, przy pierwszym dziecku byłam pouczana, straszona, że dziecko nie będzie spało samo w łóżku, skoro teraz z nim śpimy , żeby go nie bujać w wózku, nie usypiać na rękach „bo się przyzwyczai”, przestałam tego słuchać , mój starszy synek zaczął spać w swoim łóżku kiedy sam tego chciał i tak śpi już od jakiegoś czasu w swoim pokoju, a ma 2,5 roku. Drugi syn ma dwa miesiące i naprawdę mogę się przy nim wyspać 🙂

  7. AliWi pisze:

    Och jak Ja się cieszę że moja najstarsza córka zapewniła nam bezstresowe rodzicielstwo. Przesypiała noce od początku , to Ja budziłam ją co 3 godziny na karmienie piersią. W dzień też pięknie spała więc nawet do głowy mi nie przychodziło jakieś trenowanie snu. Współspanie i kp dały piękne i spokojne życie nam wszystkim. Druga córka była high needs baby i przez pierwsze 3 miesiące życia spala na mnie a nie obok mnie. Do drugiego roku życia musiała mnie choćby stopą dotykać podczas snu inaczej się budziła. Wszędzie musiałam ją ze sobą za zabierać, nawet do toalety bo inaczej nie płakała tylko darła się jak obdzierana ze skóry. Nie spała w dzień prawie wcale, tyle co przy kp. Pierwsze drzemki w dzień, miała dopiero gdy skończyła rok.Cierpliwość, bliskość, słuchanie jej potrzeb przyniosły piękny efekt. Dziś jest mądrą, empatyczną dziewczynką i potrafi całkiem nieźle panować nad emocjami. Jest cudowną starszą siostrą,w ogóle nie zazdrosną o maleńką a maleńka bezproblemowa jak najstarsza siostra więc robimy wszystko. Podróżujemy z nią od kiedyś skończyła 3 tygodnie, nocujemy nawet pod namiotem. Dzieci szczęśliwe bo nikt nie musi rezygnować z normalnego dla nas życia dla jakiegoś treningu snu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzedni wpis Następny wpis